Wywiad z Tomaszem Puchalskim właścicielem studia fotograficznego i Akademii Fotografii Amatorskiej AFA, przeprowadzony 24 stycznia 2013.
Tomasz opowiada o swoich doświadczeniach związanych z odejściem z etatu i uruchomieniem własnego biznesu.
TW: Witam serdecznie. Nazywam się Tomasz Wiśniewski, rozmawiam dzisiaj z przedsiębiorcą – Tomaszem Puchalskim – właścicielem Studia Fotograficznego i Akademii Fotografii Amatorskiej AFA. Tomku, co skłoniło Cię do tego, żeby po kilkunastu latach odejść z etatu i zacząć robić własny biznes?
TP: Tak naprawdę to wracaliśmy wtedy z pleneru fotograficznego w Maroku w listopadzie 2010, no i po przeżyciu tak fajnej przygody, cały autobus, czyli samolot, pękał od emocji, które głównie były związane z tym, że wszyscy wracaliśmy do korporacji – do garnituru, do takiej pogody jak za oknem dzisiaj.
TW: Ty jak widzę nie lubisz chodzić w garniturze?
TP: No ja właśnie od 2 lat już nie chodzę i nie muszę, i bardzo sobie to chwalę.
TW: Mówi się, że ludzie dzielą się na tych, którzy chodzą w garniturze i tych, którzy już nie muszą.
TP: No więc właśnie. I wtedy podjąłem decyzję że chyba już chcę robić to, co zawsze lubiłem i kochałem, czyli zajmować się fotografią. Jedyny kłopot tylko polegał na tym, że oczywiście zaciągnąłem bardzo wiele zobowiązań pracując na etacie za bardzo dobre pieniądze. To był jedyny kłopot, który zawsze odwlekał tę decyzję.
TW: Co to były za zobowiązania?
TP: Kredyty, szkoły dzieci, samochody i wszystkie takie rzeczy, które nas otaczają.
TW: To jest jednym z hamulców, które powstrzymują?
TP: Tak, to jest taka złota kula
TW: Takie złote kajdany korporacji…
TP: Mimo to, wykonałem jakiś biznes plan, który potem okazał się kompletnie niedoszacowany
i pierwszego lutego wziąłem ostatnią pensję i od pierwszego marca zacząłem działalność już jako właśnie przedsiębiorca – głównie jako Akademia Fotografii Amatorskiej, potem dołożyłem fotografowanie jako takie, czyli portrety biznesowe.
TW: Pracowałeś głównie w marketingu, ale też byłeś menedżerem wysokiego szczebla w różnych korporacjach.
TP: Robiłem bardzo wiele rzeczy. W 1989 kiedy skończyłem studia byłem rok na uczelni, potem miałem własną firmę informatyczną, potem miałem agencję reklamową, potem musiałem odpocząć – poszedłem na etat. Z wykształcenia jestem geodetą.
TW: O! to zupełnie niezwiązane ani z marketingiem, ani z menedżerką…
TP: Tak, ten ruch spowodował, że potem zostałem Country Managerem firmy amerykańskiej, z którą współpracowała moja poprzednia firma, a potem Project Management – telco, IT, gdzie prawie się spotkaliśmy pewnie w Orange.
TW: Tak, minęliśmy się.
TP: Tak, no i potem consulting, czyli już naprawdę dobre pieniądze, dobry garnitur, tylko… tylko to, co robiłem przestało mi już odpowiadać – chciałem czuć więcej emocji związanych z ludźmi, z ich radością, a nie z ich nieszczęściem, bo kiedy prowadziłem kolejny projekt u dużego teleoperatora, tam wszyscy moi członkowie zespołu to byli ludzie właśnie z korporacji, którzy przychodzili
w poniedziałek rano z nosami na kwintę, z nieszczęściem na twarzy, i aby cokolwiek z nich wydobyć to trzeba było albo młotka albo marchewki, no i już tak nie chciałem dłużej.
TW: Rozumiem – czyli odszedłeś. Miałeś na początku własną firmę i powiedziałeś takie magiczne słowa – „chciałeś trochę odpocząć i pójść na etat”. Dlaczego uważasz, że praca na swoim jest trudniejsza i bardziej wymagająca niż praca na etacie?
TP: Przede wszystkim nikt za nas nie myśli. Kiedy pracujemy dla kogoś to oczywiście z jednej strony narzekamy że ktoś nam dyktuje warunki pracy, ale z drugiej strony bierze za nas jakby odpowiedzialność i duże ryzyko prowadzenia biznesu. Kiedy ja od dwóch lat prowadzę swój biznes to oczywiście chwalę sobie to, że sam reguluję godziny pracy i to, co robię, ale też muszę sam pozyskać klientów, potem ich obsłużyć, potem zająć się księgowością, marketingiem – czyli wszystko na raz. Ale wolę tak niż poprzednio.
TW: Czyli żonglujesz wieloma piłeczkami, a nie tylko ścisła specjalizacja.
TP: Oj tak.
TW: A jaką masz wizję rozwoju tej swojej firmy – tego studia fotograficznego, szkoły? Czy to ma być mały interes – chcesz być samozatrudnionym czy stworzyć coś na kształt korporacji – stworzyć biura regionalne i rozrastać się na cały kraj?
TP: Tak, takie były na początku plany. Zresztą było nawet kilka franczyz uruchomionych – była AFA Gdańsk, była AFA Poznań; Wielkopolska i Trójmiasto.
TW: Czyli musiałeś mieć know-how, który był unikalny do tego żeby to powielać?
TP: Tak, natomiast okazało się, że to jest kwestia ludzi, którzy to prowadzą, czyli te franczyzy upadały ze względu na to, że nikt nie miał takiej energii, jak nieskromnie powiem – ja mam tutaj. Także nie mam już planów żadnych związanych z rozbudowywaniem AFy jako takiej. Ona rośnie poprzez ilość ludzi, którzy otarli się o AFę i zostali już na stałe. Bardziej mówię o nich „moi znajomi, przyjaciele” niż „klienci” i jakby to jest taki naturalny wzrost AFy Jeżeli chodzi o fotografię, myślę, że tutaj jest duży potencjał na rozwój studia fotograficznego. Myślę, że założę kiedyś spółdzielnię fotografów, która będzie obsługiwać biznesowo firmy w tym cudownym mieście, jakim jest Warszawa. Dzisiaj to jest taka moja działalność związana z portretem biznesowym, czy z sesjami firmowymi, ale ja nigdy nie będę budował wielkiej firmy. Nigdy nie będę, bo w dużej mierze to się opiera trochę na tym jaki ja buduję kontakt, jakie ja mam relacje z ludźmi. Natomiast jedną z rzeczy, o której pomyślałem kiedy zdecydowałem się, że idę na swoje, to że w jakimś momencie swojego życia, gdybym pracował dalej w korporacji, dla kogoś, to na koniec swojego życia, dorobku, moim jedynym dorobkiem będzie moje CV, którego nie dam swoim synom, nie dam swoim córkom. Natomiast to, co buduję teraz ma szansę, że kiedyś będę mógł im coś przekazać, tak materialnie. Firmę rozkręcą jeśli będą chcieli kontynuować, umiejętności, kontakty cokolwiek. Natomiast kiedy pracujemy dla kogoś to naszym jedynym dorobkiem jest nasze CV, które nie jest przekazywane nikomu.
TW: Nie jest dziedziczne.
TP: Nie – nie jest dziedziczne, absolutnie.
TW: Co najbardziej pomogło Ci w stworzeniu firmy AFA? Co przeszkadzało Ci w tej drodze do samodzielności, do przedsiębiorczości?
TP: Tutaj trzeba powiedzieć, że pracując na etacie, czyli pracując jako konsultant, miałem AFę – po godzinach, co powodowało, że e rzeczywiście miałem dwa etaty, ale ja ją budowałem powoli, czyli
w lutym nie zaczynałem od zera, tylko zaczynałem od pewnego poziomu.
TW: To jest coś, co ja proponuje – żeby ZACZĄĆ. Nawet jeśli jesteś na etacie, to zacznij już budować swój własny biznes, zdobywać kontakty i umiejętności potrzebne do tego, żeby otworzyć własną firmę.
TP: Jeśli nie masz pomysłu to jest wiecie – tak, jak z szukaniem nowej pracy – nie mówimy naszemu pracodawcy, że zwalniamy się i dopiero zaczynamy szukać pracy, tylko mówimy wtedy, kiedy mamy tę nową pracę podpisaną.
TW: Zgadza się.
TP: Tutaj było podobnie i jakby tylko w ten sposób możemy to robić.
TW: A w tej chwili co jest takim wsparciem dla Ciebie w budowaniu biznesu?
TP: Oj, myślę, że ludzie z którymi mam do czynienia, bo to tez jest tak, że kiedy byłem panem konsultantem to miałem ograniczoną ilość możliwości spotkań z ludźmi i na pewnym poziomie. To znaczy, kiedy spotykałem kogoś to ta relacja była tylko biznesowa.
Dzisiaj do mnie, do akademii na szkolenia z fotografii przychodzą ludzie, którzy są prawnikami, lekarzami. Wczoraj miałem na konsultacjach panią partner z dużej kancelarii prawnej amerykańskiej,
TW: Czyli zdobywasz kontakty bardzo szeroko?
TP: A my się kontaktujemy na poziomie, że tak powiem fotograficznym, czyli bardzo fajny kontekst naszego zaprzyjaźniania się, który również może być biznesowy jeżeli będziemy chcieli, natomiast ja nigdy nie zaczynam od tego, że pytam: „gdzie pracujesz?” żeby wykorzystać to do swoich „niecnych celów biznesowych”.
TW: Czy korzystasz ze szkoleń, z literatury biznesowej? Co Cię rozwija jako przedsiębiorcę? Sam byłeś konsultantem…
TP: No tu muszę przyznać, że jestem już na takim etapie że mi się już nie chce. To znaczy tak – ja bardzo sobie chwalę uczestnictwo w BNI, o czym wiesz, prawda, bo jesteśmy tam razem i to jest dla mnie zawsze spotkanie co tydzień, z bardzo fajnymi ludźmi, z którymi się coraz bardziej zaprzyjaźniam i tam jest też dużo takiego świeżego pomysłu na prowadzenie biznesu.
Natomiast ja już przestałem podczytywać te „kotlery” i inne „marketingi” – gdzieś tam myślę, że już sobie radzę na jakimś tam poziomie powiedzmy. Pewnie jest dużo innych, lepszych ode mnie osób, natomiast ja nie chcę być najlepszym sprzedawcą na świecie. Bardziej buduję teraz relacje na tym co robimy tutaj wspólnie i to trochę tego nie wymaga. Chociaż nie przeczę, że pewnie parę książek jakbym przeczytał – z Twojej biblioteczki, pewnie byłoby mi łatwiej.
TW: Może zmotywowałoby Cię to do rozwoju firmy i wyprowadzenia na szersze wody?
TP: Tak, tak, pytanie tylko czy ja bym chciał by te szersze wody były. Bo to wtedy zakładamy sobie kolejne kajdany, czyli albo robię teraz slogan, czego doświadczam, czyli tak: nie chodzę w garniturze, mam mały samochód, chodzę więcej na piechotę, mam więcej czasu dla siebie – i to mi się podoba, a kiedy bym rozkręcał kolejny duży biznes to znowu bym na siebie nałożył takie chomąto – pan prezes, plus pięciu ludzi, plus odpowiedzialność… Chyba bym już nie chciał tak.
TW: Co poradziłbyś młodym przedsiębiorcom albo osobom, które jeszcze gdzieś pracują i planują dopiero otworzyć własną firmę?
TP: Ja zrobiłem ostatnio taki komentarz pod Twoim ostatnim wpisem na blogu, że ja szanuję osoby, które absolutnie boją się zacząć na własną rękę, bo uważam, że to jest bardzo trudne i trzeba mieć pewne predyspozycje. Trzeba troszeczkę mieć odwagi, ale też i jakby taki jakiś rys charakterologiczny, który pozwoli dać sobie radę. Niektórzy potrafią być tylko żołnierzami jak to się mówi, czyli ktoś jest generałem, a ktoś jest żołnierzem. Ja to szanuję – absolutnie, natomiast ja wtedy też nie będę się pochylał i płakał nad taką osobą, która będzie mi mówiła, że „znowu szef był głupi, a znowu mi w pracy źle poszło” itd.. No bo to jest właśnie konsekwencja tego wyboru – kupuję sobie bezpieczeństwo, ale z drugiej strony biorę w konsekwencji również „głupiego szefa”, jeśli ma się pecha.
Co ja bym radził? Ja bym radził na pewno każdemu, kto ma trochę więcej odwagi – budować swój biznes, bo to jest jedyna rzecz, którą możecie mieć tak naprawdę. Wielu moich przyjaciół – dyrektorów departamentów w bankach – wydawałoby się dobre posady, z dnia na dzień stracili robotę. Także nie ma nic pewnego. Kiedy jesteś u kogoś na etacie bądź pewny, że tylko podatki
i śmierć są pewne, jak to mówią. Kiedy masz swój biznes, a jeszcze uruchomisz różne działania
w ramach tego biznesu – ja mam fotografię, mam szkolenia, mam jeszcze coś trzeciego być może za chwilę i to mi pozwala na to, że na tych trzech nogach jakoś się utrzymam. Gdy koniunktura będzie mniejsza na jeden typ usług, to być może będzie lepsza na drugi.
TW: Czyli jak stracisz pracę i pensję to stracisz 100% przychodów, a tutaj 1/3 albo jeszcze mniej?
TP: Poza tym to nigdy nie dzieje się gwałtowanie, bo tutaj nigdy nikt nie podejmie decyzji z dnia na dzień, że nagle mnie zwalnia. Kiedy ktoś mnie zwalnia, to wtedy jest dramat. Zobowiązania, dzieci do szkól, kredyty mieszkaniowe…. – katastrofa. Przyzwyczajenie do pewnego komfortu…
TW: Jak nie jesteś na to przygotowany to trudno wypracować sobie odpowiednie zaplecze.
TP: Wbrew pozorom najbezpieczniejszym typem zarabiania, radzenia sobie w życiu jest własna firma – ona nie musi być wieloosobowa, może być jednoosobową działalnością.
BNI jest dobrym pomysłem – o! Ja spotykam tam tylu ciekawych ludzi co tydzień, że to też pomaga mi w budowaniu mojego biznesu. To jest jakby moja trzecia noga tak naprawdę, czyli mimo tego, że mam dwa typy usług, to spotykanie tych ludzi co tydzień – nowych kompletnie, ja czasem mówię, że kosmitów. Ktoś pali kawę, ktoś sprzedaje kawę wysraną przez jakieś Luvaki, ktoś tam… – kosmos
w ogóle – w życiu bym ich nie spotkał. Faceta, który maty wejściowe regeneruje. Gdzie ja bym się na niego natknął? Na Facebook’u czy robiąc zdjęcie? Nigdy. A tam mam okazję, mogę coś ciekawego wymyślać, przedsięwziąć itd. Ja tęsknie za tymi piątkami.
TW: Powiedz mi jeszcze czy to czego nauczyłeś się w korporacji pomogło Ci w budowaniu własnej firmy i jakie umiejętności powinien mieć młody przedsiębiorca?
TP: Ja zdecydowanie odczuwam, że moje umiejętności kontaktu, moje umiejętności zarządzania w ogóle projektami, które były na końcu mojej kariery… Zresztą ja mam taki feedback od osób, dla których robię swoje usługi, czyli zdjęcia albo się umawiam na sesję firmową itd. Ja przychodzę przygotowany, punktualnie, wszystko jest dobrze zrealizowane, z dobrą jakością.
TW: I to jest szkoła korporacyjna?
TP: To jest szkoła korporacyjna. Ostatnio mój przyjaciel – Tomek Zienkiewicz, prowadził dla mnie warsztaty z fotografii. Ciągle pracuje w Orange jako dyrektor, ale przy okazji jest mega zdolnym fotografem. Przyszedł na warsztaty przygotowany w postaci mind mapy na swoim tablecie!
TW: Tomasz, czy odejście z etatu i rozpoczęcie własnej firmy to według Ciebie droga w jedną stronę? Czy są powroty do korporacji jeżeli ktoś stwierdzi, że to nie dla niego albo po prostu sobie nie poradzi?
TP: To znaczy ja myślę, że to jest osobnicze, bo ja już nie wrócę. Ja sobie nie wyobrażam pracowania znowu w jakimś open space, właśnie z ludźmi, którzy są zdemotywowani i bez braku kontaktu z ich radością, ale znam ludzi, którzy robili takie próby – nie wychodziło – wracali, To jest tylko kwestia jakby charakterologiczna. Według mnie każdy scenariusz jest możliwy.
TW: Z tą radością jest coś na rzeczy, bo Tomasz naprawdę potrafi robić świetne zdjęcia. Sam świetnie się czułem na jego sesji i z ujęcia na ujęcie ta atmosfera była coraz fajniejsza.
Dziękujemy Wam bardzo za uwagę. Rozmawiałem z właścicielem Studia Fotograficznego i Akademii Fotografii Amatorskiej AFA – Tomaszem Puchalskim.
Baaaardzo fajny materiał! 🙂 Z zupełnie innej strony ukazujący plusy pracy „na swoim” oraz minusy pracy na etacie. Mnie tylko wzmocnił w tym, że decyzja podjęta 2 lata temu o założeniu własnej firmy, była trafna 🙂
Dzięki wielkie obu Tomaszom 🙂
Pozdrawiam!